Dzień dobry!
Dzisiaj post o "Listy z wyspy zwanej Niebem" Jessicy Brockmole.
Nie wiem od czego zacząć, gdyż książka wzbudziła we mnie wiele emocji, wczułam się w nią bardzo mocno.
Każdą powieść czytam z pełnym skupieniem i jednoczę się z bohaterami, w przypadku tych listów historia mnie 'porwała' :)
Chyba nie za wiele mogę o tej książce napisać żeby nie zdradzić najważniejszych wydarzeń. Powieść składa się wyłącznie z korespondencji. Przede wszystkim między Elspeth Dunn i Davidem Graham.
Elspeth była poetką, pisała wiersze, David napisał do niej pierwszy list jako ulubieniec jej poezji, następnie listy przerodziły się w historię pełną miłości.Mieli wspólne marzenia, plany i sekrety. Sue, tak nazywał ją David, mieszkała na wyspie Skye, chodziła po górach, prowadziła dom, mieszkała na wiosce. Za to chłopak pochodził z bogatego domu, był Amerykaninem, studiował, miał składać na medycynę, gdyż tak chciał jego ojciec, lecz zrezygnował.
Sue miała męża, który służył na wojnie razem z jej bratem.
Z czasem również David zaczął udzielać się na froncie, z czego Sue nie była zadowolona.
Jest również druga historia Paula i Margaret, która niestety również musi czekać na swojego ukochanego do zakończenia wojny.
Dzieje się dużo przykrych rzeczy, historia porywa czytelnika i chwyta za serce.
Mnie chwyciła z mocną siłą :)
Wszystko kończy się dobrze, wielka miłość zwycięża wszelkie przeciwności losu.
"Połączeni listami.
Rozdzieleni oceanem.
Zniszczeni wojną.."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz